sobota, 18 sierpnia 2012

Chwała dziwkom - reż. Michael Glawogger

Zamykane są stocznie, upadają kopalnie, z powierzchni ziemi znikają wszelkiej maści manufaktury, rolnicy oddają ziemię pod kolejne autostrady, a najstarszy zawód świata ciągle w rozkwicie. Nic nie zastąpi żywej kobiety.  Nawet najlepszy japoński robot , nie da mężczyźnie tego co da mu kobieta - od poczucia własności, własnej wartości, władzy, poprzez relaks i beztroskę do namiastki bliskości i ciepła, które, owszem,  można, niczym w kaloryferze odkręcić kurkiem (za opłatą), ale jakościowo, jakże od niego odbiega. 
Austriacki filmowiec, Michael Glawogger poświęcił współczesnym córom Koryntu, całą ostatnią część swoistej trylogii o człowieku walczącym o przetrwanie w dzisiejszym, przeludnionym i zindustrializowanym,  świecie. Wcześniej ukazały się "Megamiasta" (trudy przeżycia biedaków w metropoliach świata) i "Śmierć człowieka pracy" (wymierające zawody, oparte na większej lub mniejszej, sile mięśni). Taka perspektywa (ubóstwo) podejścia do tematu tłumaczy, dlaczego reżyser skupił się na fragmentarycznej działalności pań mieszkających w Tajlandii, Bangladeszu i Meksyku, a nie na przykład Holandii i jej czerwonej dzielnicy w Amsterdamie, placu Pigalle w Paryżu, czy tokijskiej dzielnicy czerwonych latarni (Shinjuku).
 "Chwała dziwkom" - co za obrazoburcze połączenie. To tak jakby uświęcać ten zawód. Tak, w niektórych krajach to jest legalny zawód, a nie proceder prowadzony za cichym przyzwoleniem  państwa, jak  bodaj w Tajlandii, znanej ze swej szerokiej, acz nieoficjalnej, oferty seksturystyki.  No, ale jak go nie uświęcać, skoro niezbędny od tysięcy lat? I służący panom tego świata – mężczyznom?

Tak jak w starożytnej Grecji, tak i obecnie, prostytucja ma różne twarze, a przynajmniej trzy. A każda z nich przypisana jest grubości portfela klientów. Ci z grubszym, w filmie na przykładzie Tajlandii, mogą sobie w wolnej chwili i w razie potrzeby zasiąść w restauracji eleganckiego hotelu (czytaj: burdelu) i przy piwku czy winku wybrać na godzinę damę serca. Wybór jest dość szeroki – kilkanaście kobiet, przeważnie młodziutkich, choć zdarzają się także zadbane 40-tki,  siedzi przed nimi na specjalnym podium i prezentuje swoje wdzięki. Szczęśliwa wybranka i podekscytowany pan, po uiszczeniu przez niego odpowiedniej opłaty, jadą windą do nieba. Jednym słowem „elegancja – Francja”. Pełna kultura. Obopólna wymiana uśmiechów, ukłonów i innych uprzejmości – niczym za dawnych czasów hetery i kurtyzany. Z tą różnicą, że w tym przypadku (pamiętajmy, że Glawogger skupia się na nizinach społecznych), raczej bez intelektualnej wymiany zdań czy poglądów w temacie sztuki czy gospodarki i polityki zagranicznej rządu.

Druga twarz – sportretowana w Bangladeszu. Kobieta nie jest zatrudniona w instytucji, ma bezpośredniego pracodawcę, czyli sutenera, który daje jej lokum, a ona w zamian dzieli się z nim zarobkiem. Co ciekawe, rolę sutenera obejmuje niekoniecznie jakiś obleśny facet. Bywa, że staje się nim rodzina z dwójką dzieci. Była prostytutka („dziwka” jakoś nie chce mi się wklepać w klawiaturę), której wdzięki ulotniły się wraz z przeżytymi wiosnami, wychodzi za mąż, rodzi dzieci i zakłada interes. O poziomie sanitarnym tego rodzaju przybytków nie ma co pisać – ciasnota, brud, brak bieżącej wody, kanalizacji itp.,  ale to absolutnie nie przeszkadza panom, zatrudnionym w okolicy TAKIEJ dzielnicy, wyskoczyć dwa razy dziennie, w czasie lunchu czy innej przerwy (np. między jednym klientem a drugim w zakładzie fryzjerskim), na małe bzykanko, jak to zabawnie ujmują. Pełna symbioza. Wszyscy są radzi. Na nic nie narzekają, nawet panie nie widzą uciążliwości w nadmiarze chętnych na relaks, wręcz przeciwnie – bywa, że wydzierają sobie ich z rąk.  Jak tu nie CHWALić takiej profesji?

Trzecia odsłona. Meksyk. Praca na własny rachunek. Na ulicy, albo wynajmuje się jakąś kanciapę, na obrzeżach miasta, staje się w drzwiach, oczywiście w odpowiednim stroju, a raczej jego braku i interes się kręci. Panowie swoimi rozklekotanymi limuzynami wożą się po dzielnicy uciech, czasem wystarczy, że się tylko napatrzą, czasem któraś dostąpi zaszczytu i zostanie wybrana na godzinę, lub dwie, zależy od zawartości portfela. Klienci nie mają szacunku do towaru, z którego wdzięków korzystają. O kobietach wyrażają się,  jak to o dziwkach, zazwyczaj bardzo wulgarnie (czego nie było w poprzednich odsłonach), wręcz pogardliwie. Ale panie, bywa, że odbiją sobie te upokorzenia w dwójnasób – rozliczając ich ze swoich usług co do sekundy, czasem ze szkodą dla męskiej przyjemności.

 „Chwała dziwkom” ma swoistą piętrową strukturę. Zagłębiając się w obraz zdążamy, niczym sławny rzymski poeta, do kolejnych poziomów piekła. Początek, wydawałoby się, jest całkiem znośny, ale czym dalej tym więcej brudu, mizerii i upokorzenia. Nie możemy tego filmu odbierać jako dokumentu o obliczach prostytucji w poszczególnych, przedstawionych krajach. Film ma bohatera zbiorowego, mimo, że akcja dzieje się na różnych kontynentach. Nie ma tu żadnej indywidualnej opowieści, jakiejś konkretnej, typowej historii drogi od trudnego dzieciństwa do burdelu.  Żadnego lamentu nad losem biednych, poniżanych kobiet i dziewcząt.  Film nie jest obliczony na współczucie, czy skonfundowanie widza. Jest po prostu beznamiętnym opisem stanu rzeczy. Tak jak beznamiętny jest ton kobiet wypowiadających się do kamery. Nie biadolą, nie skarżą się na swój los. Robią to co potrafią i co do nich należy. Chyba można  zaryzykować stwierdzenie - cieszą się, że w ogóle mają pracę. Przecież za kilka, kilkanaście lat, wylecą z obiegu. Wtedy dopiero będą się martwić! 

Nie wiem, czy mimo tylu obrazów nędzy, nie tylko materialnej, można o filmie Glawoggera powiedzieć, „wstrząsający”. Chyba nie taki był zamiar reżysera, by potrząsnąć sytym i oglądającym, w wygodnym fotelu, film widzem.  Bywa, przecież, że momentami czujemy się znużeni. Ileż można słuchać niewysublimowanych opowieści o penisach czy innych narządach płciowych.  Poza tym, problem nieraz był wałkowany w innych obrazach filmowych. Dom publiczny w Tajlandii i wystawa pań na podium – żywcem z taką samą sceną mieliśmy do czynienia w „Mamucie” L. Moodyssena.  Albo,  oddzielny dokument o prostytucji w Indiach „Przeznaczone do burdelu”. Jak na tytuł „Chwała dziwkom” przystało, nie ma brutalnych, czy poniżających scen. No i nie ma żadnych psychologicznych wiwisekcji sprzedajnych kobiet.  Po prostu nuda.  Normalna robota, jak każda inna. Tak jak wspominałam, wszyscy biorący udział w tym handlu, robią wrażenie zadowolonych.  A skoro tak się rzecz ma, to chwała jej!

14 komentarzy:

  1. Były i sceny refleksji, odkrywające na chwilę mroczną stronę prostytucji - choć przyznaję, zrobione dość niewiarygodnie i niezgrabnie połączone z całością. Był również humor, był cynizm; odebrałem ten film nie jako nośnik treści, a pytań - i nie czuję się na siłach na nie odpowiadać, temat jest trudny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadza się, były sceny, ukazujące ciemne strony tego zawodu, humor? może, nie pamiętam, cynizm - owszem, nie na darmo napisałam o mizerii życia tych kobiet, nie tylko materialnej. Jest treść, do której zawsze można ułozyć pytania. Pytanie, czy znajdziemy na nie jakąkolwiek odkrywczą odpowiedź. Od początku do końca świata taki biznes jest i będzie istniał. W zależności od miejsca urodzenia i statusu kobiet może on przybierać różne formy - ekskluzywny dla bogaczy i zgrzebny dla biedaków. Te kobiety, w filmie, nie chcą litości, nie użalaja się, są zadowolone, że mogą zarobić na życie. Jasne, że wolałyby nie mieć przymusu tego rodzaju zarobku, ale skoro nie mają innego wyjścia... a były takie, które tę pracę kochają, ot, to się nazywa szczęście.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie poruszyłam w moim wpisie problemu Boga, który jest dosyć istotny - wszystkie kobiety, przedstawione w filmie, są głeboko wierzące, w Boga, Matkę Boską i żarliwie, albo przed pracą, albo w przerwach, między jednym stosunkiem a drugim, modlą sie o pomyślność w interesie. Póki co Bóg cierpliwie patrzy, prośby bądź rozpatruje, bądź nie - w końcu każdy nieprokreacyjny stosunek, a jeszcze tym bardziej pozamałżeński jest grzechem, ale mysle, że bez tej wiary i nadziei na lepsze jutro te kobiety by nie mogły żyć, tak jak żyją.

    OdpowiedzUsuń
  4. Basiu - zaglądam- podczytuję, bywam, ale trudno wypowiadać mi się na temat filmów, których nie widziałam, a okazuje się, że niewiele widziałam z tego, o czym piszesz, tak więc zostanę anonimowym podglądaczem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pamięć i podglądanie. Ja robię to samo, jeśli chodzi o twój blog, jestem na bieżąco z tytułami twoich wpisów, niektóre czytam od dechy do dechy, ale również nie komentuję, bo ostatnio obracam sie w literaturze kryminalnej (głównie skandynawskiej), lub eseistyczno-reportażowej. Ale jestem, czuwam, pamiętam, lubię i wspominam :)

      Usuń
  5. Ta młoda dziewczyna w Bangladeszu woła o pomoc. Jej pytania są pełne boleści, są wyrazem nierozumienia tego świata. We mnie w tym momencie zrodziło się współczucie do niej. Mną osobiście film wstrząsnął.

    A JSA Ci się spodoba. Trzeba tylko przebrnąć przez pierwsze 15-20 minut, które z lekka nużą.

    OdpowiedzUsuń
  6. Woła o pomoc, po czym walczy o klienta, czym podpada szefowej. A innym nie współczułeś? Tym z Meksyku na przykład? Też były kiedyś młode i wątpię, żeby ich marzeniem było takie zarabianie na życie.
    Tak, film nie pozostawia obojętnym, bo trudno, żeby nie współczuć dziewczynom, które powinny się uczyć i kochać jak pan Bóg przykazał,a muszą się sprzedawać, żeby przeżyć, i żyją. Są pogodzone ze swoim losem, bo nie mają wyjścia. A czy nie żal ci małych, kilkunastoletnich dzieci, które pracują nielegalnie w np. w fabrykach po kilkanaście godzin, produkując zabawki dla swoich rówieśników np. w Europie Zachodniej? Nasze współczucie... nie wiem czy im coś da, czy ich choć pocieszy, ale nas - na pewno usatysfakcjonuje, nieprawdaż?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciągle jestem przekonana, że ten film nie powstał po to by współczuć jego bohaterkom (tak jak mówię, współczucie na nic się zda, jest nawet dołujące, tak jak litość - niektórzy jej nienawidzą), tylko, żeby je rozumieć, nie potępiać, nie lekceważyć, pracują jak mogą i potrafią, przyjąć do wiadomości ich los.

      Usuń
  7. Pierwsze nieporozumienie bierze się stąd, że źle i myląco właśnie (jak to często bywa, niestety) przetłumaczono tytuł angielski. Powinno w zasadzie być "Chwała dziw" (bo tytuł oryginalny brzmi "Whore's Glory", a nie "Glory to Whores").
    A jaka ta chwała jest - to każdy widzi.
    Może rzeczywiście nie chodzi tu autorom dokumentu o współczucie. Ale na pewno chodzi im o to, by pokazać, w jakiej strasznej - przynoszącej cierpienie i upokorzenie - sytuacji są te kobiety (dotyczy to zwłaszcza prostytutek w Bangladeszu i Meksyku).
    A czy wywołuje to czy nie wywołuje współczucia?
    To już zależy od empatii, wrażliwości i charakteru samego widza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. OK. A czy prostytutki np. w Polsce, weźmy te, zwane popularnie tirówkami (rodem z Bułgarii lub Ukrainy) mają lepiej? Praca w lesie lub przydrożnym rowie i haracz dla alfonsa? Albo te zwabione perspektywą pracy np. w Niemczech, a później więzione w burdelach, bez szansy wyrwania się z koszmaru. Te, przedstawione w filmie MG pracują chociaż na własne życzenie, owszem, nie mają wielkiego wyboru innej pracy, ale chociaż nikt ich nie więzi. A Kambodża i dzieci sprzedawane do burdelów, żeby reszta rodziny mogła się utrzymać, przez parę miesięcy?
      Tak jak pisałam, jest to obraz z bohaterkami przedstawicielkami zawodu, wybranymi dla przykładu i zilustrowania poszczególnych form działalności, od nieco bardziej eksluzywnych (no, powiedzmy) do tych najpodlejszych. Tak jak napisałam, reżyserowi, bardziej chodzi o zrozumienie tych kobiet, wyzbycia się dla nich pogardy w imie powiedzenia "Zadna praca nie hańbi", lepiej, że tak zarabiają, skoro jest popyt, niżby miały kraść. A współczucie, jasne, i chyba naturalne, nie ma co tego podkreślać, to przychodzi z automatu (bądź nie, zależy, tak jak piszesz od cech indywidualnych widza), ale ono tak naprawdę nadaje się psu na budę, nic tym kobietom po współczuciu sytych białych ludzi Zachodu, jedynie złość i wstyd, może zazdrość, że one nie miały/ mają tyle szczęścia co oni. Jedynie pewien rodzaj szacunku (może właśnie dlatego w tytule ta chwała?) i zrozumienie może im dać jakąś satysfakcję, tym bardziej, że niektóre też mają swoje zasady i pewien kodeks zawodowy (przykład kobiety z Bangladeszu, ktora nie godzi się na seks oralny).

      Usuń
  8. Oczywiście pisałem "Chwała dziwki", ale mi dwie ostatnie litery zjadło.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mnie tu nic nie wstrząsnęło. Jest realizm, owszem, ale rzeczywiście gdyby się kto skarżył... Laski pracują jak potrafią, specjalnie nie narzekają - jasne, chciałyby inaczej, no ale jak jest możliwość tak, to pociągnijmy. Ile takich osób jest na świecie. Dla mnie przesłanie jest tu jedno: to po prostu praca i tak należy ją odbierać - bez pogardy, bez współczucia, może i bez zrozumienia, ale z akceptacją, jaką człowiek może mieć do człowieka.

    OdpowiedzUsuń
  10. Oglądałam w jednym dniu dwa filmy "Bandyta "i ten o którym czytam teraz wypowiedzi -"Chwała dziwki'' Może dlatego że z ogromnym żalem ,smutkiem ,krańcową bezradnością na problem przedstawiony w filmie M .Dajczera z poruszającą muzyka Lorenca , dokument o prostytucji przybladł . Nie porównuję tych filmów ale problemy w nich poruszone . CZŁOWIEK JUŻ OD DAWNA NIE BRZMI DUMNIE. DZIŚ SPOKOJNIE NIE ZASNĘ ........

    OdpowiedzUsuń
  11. Rzeczywiście, zafundowałaś sobie piorunującą dawkę ludzkiego nieszczęścia na Ziemi. Sierocińce rumuńskie - aż trudno pojąć, że mogło coś takiego istnieć w środku Europy w drugiej połowie XX wieku. Tak, niezawiniona krzywda bezbronnych dzieci boli najbardziej, to prawda.

    Rzeczywiście, Gorkiego trochę poniosło z pochwałą człowieka, chociaż... w dziedzinie zdobyczy naukowych pasuje jak ulał, ale z kolei, nikt tak jak człowiek nie potrafi ich odwrócić przeciw sobie, na swoją zgubę.

    OdpowiedzUsuń