poniedziałek, 7 października 2013

Bestie z południowych krain - reż. Benh Zeitlin


 Ten film to istna perełka na tle masowej przemysłowej konfekcji, jaką ostatnio serwuje nam kino. Tytułowe bestie, to nie tylko stwory żyjące w wyobraźni dziewczynki, mające wygląd dzikiej świni, którą hoduje wraz z ojcem na przyszły obiad. Ze słowem „bestia” kojarzy się automatycznie określenie „dzika”, „dziki”, „dzicy”, tak właśnie były nazywane plemiona, odkrywane na południowych kontynentach przez białego, tzw. cywilizowanego człowieka, najczęściej chrześcijanina, który uzurpował sobie prawo ewangelizacji "dzikich" cywilizowania na swoją modłę,  a następnie  zabijanie,  okupowanie, grabienie i najchętniej całkowitą eksterminację .
Charakterystyczne w tym filmie, że w obliczu wszystkich nieszczęść, jakie spotykają ludzi z marginesu wielkiej aglomeracji: powódź, śmierć matki, bieda, umieranie ojca, nikt nie wznosi modłów o ratunek, pomoc, zesłanie manny z nieba. Dziewczynka w chwilach smutku, katastrofy przywołuje swoją matkę, rozmowa z nią w ciężkich chwilach zastępuje modlitwę.  A ojciec zaciekle, walczy.
Piękna, choć nieco komiczna była scena, gdy chce by pokazać córce jaka musi być dzielna, albo pragnie siebie dać za wzór odwagi i bohaterstwa, wywołuje na pojedynek burzę (trzeba zaznaczyć, że kurażu dodaje mu pewna dawka alkoholu którą wcześniej spożył). Żadne tam gromnice, odmawianie zdrowasiek, tylko zuchwałość, pokonana co prawda przez siłę natury - nie ma nic  przecież od niej potężniejszego, ale wola walki była.

Ta mała Hushpuppy i tak miała sporo szczęścia, którego mogło pozazdrościć jej niejedno miejskie dziecko z drugiej strony tamy. Ojciec jej co prawda wielce  nie rozpieszczał, pił, ale nie bił!. Zamiast „skarbie” czy „kochanie”zwracał się do niej "szefowo". Fakt, czasem znikał na długie dni, bez uprzedzenia (bywało, że z powodu leczenia w szpitalu), ale miał jedną ważną ojcowską cechę - uczył jak przetrwać (fajna scena z łapaniem ryb, czy spożywaniem kraba), nie ukrywał, że wymaga to sporej drapieżności i chronił przed śmiercią. Troszczył się o nią na swój sposób, po męsku, szorstko, bez cackania się, tak jak umiał.
Obydwoje mieli sporo szczęścia, że żyli sobie na marginesie cywilizacji i nie zawitała do nich nigdy wcześniej (przed powodzią) opieka społeczna - która normalnie na widok bałaganu ich obejścia od razu wzięła by dziewczynkę do domu dziecka, nie bacząc, że ojciec jest jej jedyną najbliższą osobą. Bo najważniejszy dla sterylnego cywilizowanego człowieka jest nie dobro drugiej istoty, ale spokój jego sumienia, że zrobił wszystko, by życie jego i innych,  przebiegało zgodnie z prawem, z normami wyznaczonymi przez urzędników.

Podobał mi się motyw rysowania (inspiracja prehistorycznymi malowidłami naskalnymi) przez Hushpuppy historii jej rodziny, dla przyszłych naukowców, żeby wiedzieli, że żyła. Bo każde życie jest ważne i warte utrwalenia, na swój sposób.
A gdzie Huspuppy miała okazję zobaczyć naskalne pierwotne malowidła? Ano, na udzie nauczycielki w małej szkółce na bagnach Florydy. To tacy właśnie niestereotypowi nauczyciele mają wpływ na nasze zainteresowania w przyszłości.

Świetny film, zabawny, wzruszający, kapitalnie zagrany, nie tylko przez 9-letnią Quvenzhané Wallis (Hushpuppy), ale także Dwighta Henry (ojciec).  Poruszający wiele kwestii (cynizm białego bogatego człowieka, wychowanie w pokorze  i zgodzie z naturą, sterylność, wyjałowienie otoczenia przenosi się czasem na uczucia), także ekologiczną,  jakby przy okazji. A to jakiś sen, a to jakieś jedno zdanie rzucone mimochodem. Każdy wątek, scena, każdy dialog, przemyślany i po coś. I wszystko spójne. Nic się nie rozłazi. Jedyne co do końca nie daje mi spokoju to jeden z onirycznych motywów,  magicznej podróży dziewcząt z tajemniczym kapitanem na tajemniczym statku, który zawozi je na statek burdel, gdzie nie ma mężczyzn, a samotne kobiety przytulają się do dziewczynek, którymi może były kiedyś? Nie jestem do końca pewna, czy potrzebny. I o czym mówi - samotność kobiet? Samotność dzieci? Osobność  światów kobiet i mężczyzn, tak jak oddzielenie innych dwóch światów - ludzi cywilizowanych, uwięzionych przy swoich białych, sterylnych ścianach i "bestii", kochających niezależność,  ten margines na którym żyją.
A zresztą, sen jak sen, nie każdy daje się przełożyć na  racjonalny język, czasem musi zostać zagadką.

Oceniam: 9+/10. Ogromny plus za muzykę, której autorem, tak jak i scenariusza, jest reżyser. Co za zdolna bestia!

1 komentarz:

  1. Dziękuję za tego posta. Pewnie inaczej nie dowiedziałabym się o tym filmie, a bardzo mnie zaintrygował. Muszę obejrzeć ;) !

    OdpowiedzUsuń