niedziela, 6 maja 2007

"Euforia" - bez euforii

„Euforia” bez euforii. Banalna, może z pozoru a może jednak nie (tak bardzo chciałabym się łudzić), opowieść o trójkącie wpisanym w okrąg namiętności. Przynajmniej taką figurę wydaje się chce reżyser, A. Wyrypajew, nakreślić w swym filmie. Żeby było bardziej filozoficznie rzecz dzieje się na bezkresnym stepie, który niemal przez cały czasu widz ogląda sobie z lotu ptaka. Step prezentuje się dość malowniczo, aczkolwiek nieco monotonnie. Wiadomo – step. Poprzecinany on jest od czasu do czasu równie malowniczymi, białymi nitkami ubitych dróg, które wiodą nas do zagrody małżeństwa Wiery i Walerego – dwóch ramion trójkąta. Dołącza do nich ni stąd ni zowąd ten trzeci – Pawka robotnik, zakochany na zabój i od pierwszego wejrzenia gdzieś na weselu, w żonie męża. Niestety, musimy uwierzyć mu na słowo (bo nikomu na ekranie nie udaje się nas o tym przekonać). Wiera, o ładnej, choć z małorozgarniętym wyrazem, twarzy, jednak mu bardziej ufa. Lecz jest nieco zdezorientowana nową sytuacją w swoich mało skomplikowanych uczuciach. Na rozpaczliwe i co rusz zadawane pytanie Pawki „co będzie z naszą miłością” odpowiada krótko: „nie znaju”. Tak więc decyzja o wspólnym losie potencjalnych kochanków leży w rękach mężczyzny, który zdradziecko wykrada rywalowi jego własność.

Step jest pusty, życie ludzkie również, jedynym ozdobnikiem obu jest miłość albo jej namiastka w postaci namiętności, i tylko o nią warto walczyć. Nawet widelcem. I tyle. Tylko dlaczego aż przez prawie 80 minut? I dlaczego tak pretensjonalnie (ta muzyka!)?

A mogło być tak pieknie. Po tytule, promujących film fotosach, no i rosyjskiej duszy twórców można się było spodziewać, że ho, ho! A wyszło tak jak to na stepie, pejzaż którego reżyser niemiłosiernie nadużywa dla ilustracji swej nadętej acz błahej opowieści: gdy w niego wejdziesz - fascynuje, lecz czym dalej w trawę tym bardziej płasko,nudno i beznadziejnie.

Moje wrażenia po seansie: poczułam się nabita w butelkę, z której przed nabiciem nie udało mi się skosztować ani łyka.

Najlepsza w przypadku „Euforii” jest jej recenzja pióra Bartosza Żurawieckiego w przedostatnim „Filmie”. Może zacytuję jedno zdanie:
„Owszem, wzrok to przyciąga, ale inne zmysły, tudzież organy, pozostają bardziej sceptyczne”. I owszem.

I za co ta nagroda: "2006:Grand Prix Warszawski Festiwal Filmowy"? ja się pytam. Bez przesady, proszę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz