niedziela, 15 lipca 2012

Pusher I, II, III - reż. Nicolas Winding Refn


  + "NWR: Nicolas Winding Refn" - reż. L. Duroche

Lubię za pośrednictwem filmu penetrować obszary zupełnie mi nieznane, obce i odległe, takich których granic w życiu realnym z własnej woli, powodowana najczęściej strachem, bym nie przekroczyła, które jednak kuszą zaspokojeniem ciekawości, poznaniem ciemnej strony człowieka, którym przecież jestem.  :) Nicolas Winding Refn, w dokumencie poświęconym jemu poświęconym („NWR „ w reż. L. Duroche) opowiada o sobie, że jako nastolatek, mając rodziców byłych hippisów, mógł kontestować rzeczywistość jedynie za pomocą seansów kina eksploatacji, bowiem tylko świadomość, że ich dyslektyczny syn/pasierb ogląda „takie” filmy, robiła na opiekunach jakiekolwiek wrażenie. Ja aż tak daleko się nie zapuszczam, ograniczam się do filmów realistycznych, typu dramaty więzienne, gangsterskie, jakieś obyczajówki rodem z nizin społecznych czy zmarginalizowanych środowisk. Ale Refnowi coś ze wspomnień seansów z młodych lat pozostało, ich ślady  dość często znajdujemy w jego filmach.

No to już wiadomo dlaczego sięgnęłam po trylogię NWRefna „Pusher”. No, nie tylko dlatego, także z powodu obsady. W dwóch pierwszych gra przecież Mads Mikkelsen. W czasie oglądania pierwszej części z radością odkryłam udział Kima Bodnia, którego miałam wcześniej przyjemność oglądać i się nim zachwycić, w duńskim mini serialu „Most nad Sundem”. Poza tym, chcę poznać, jak najszerzej i w miarę możliwości, filmografię człowieka (zostały mi jeszcze 4 filmy), który zdystansował w wyścigu na bieżni z czerwonego dywanu w Cannes Larsa von Triera z jego „Melancholią” i odebrał Złotą Palma za reżyserię „Drive”. Niestety, w Hollywood Duńczyk, który pokochał Nowy Jork (tak o sobie mówi, że z pochodzenia jest Duńczykiem, lecz sercem Nowojorczykiem – spędził w NY około 8 lat życia, jako nastolatek), nie został już przez zachowawczych sztywniaków z oskarowej Akademii .

Dla porządku przywołam tytułu wszystkich trzech części, i lata ich powstawania. 1996 – „Dealer”, 2004 – „Pusher II: Krew na rękach”, 2005 – „Pusher III: Jestem aniołem śmierci”. Jak widać aż 8 lat lat dzieli pierwszę część od pozostałych. W międzyczasie reżyser zdążył zbankrutować. Jego filmy „Pusher I”, „Bleeder” i „Fear X” nie spotkały się ze zrozumieniem w Danii, co zmotywowało go do kontynuacji swej reżyserskiej roboty w USA, jak wiemy uwieńczonej międzynarodowym sukcesem filmu z Goslingiem. 
Mads Mikkelsen występuje w Pusher I i II. Kim Bodnia w I, Zlatko Buric – imigrant z Jugosławii (chyba się nie dziwicie, że uwielbiam serbsko-chorwackie imiona – mówić legalnie do faceta, jeszcze w dodatku wyglądającego jak Buric, „Złotko” – toż to sama rozkosz) – we wszystkich trzech.

Wszystkie części opowiadają o zgubnym skutkach narkotykowej dealerki i ćpania. No bo przecież nie da się być dobrym handlarzem, bez pomacania towaru. W jednym zdaniu -  o co w trylogii chodzi. Chodzi, rzecz jasna, o pieniądze. O łatwe pieniądze, które jak się niektórym leniom i bumelantom wydaje można zarobić na narkotykach. Zarobek niby lekki, ale jego konsekwencje zazwyczaj bywają ciężkie, a nawet groźne dla życia, o czym przekonuje się m.in. Frank (Kim Bodnia) w „Dealerze” (Pusher I), który zadziera z dzielnicowym bossem narkotykowym, Milo (Zlatko Buric). Frank kumpluje się z Tonnym (Mads Mikkelsen), prymitywnym ćpunem, który w drugiej części „Krew na rękach” – pokaże widzowi swoją prawdziwą twarz, nieśmiałą, zakompleksioną, swym pozornym cwaniactwem usiłującym ukryć jak bardzo jest samotny i niepewny siebie. A przede wszystkim, niczego tak nie pragnie, jak akceptacji. Ażeby ją zdobyć, zdolny jest zrobić wszystko.  Przypodobać się każdemu, kto się nawinie pod rękę, za wszelką cenę, nawet robiąc z siebie głupka - to cel jaki stara się osiągnąć w każdego dnia. A najbardziej jednak, chciałby zdobyć uznanie u ojca, szemranego mechanika samochodowego, który swojego czasu wykreślił syna z życia. Tonny ma wytatuowane z tyłu czaszki słowo „Respect”. I tego się w końcu domaga. Tonny, o ironio losu, zostaje także ojcem, co niespodziewanie dla niego samego zmienia jakość jego życia. A my żegnamy się z nim z bardzo kruchą nadzieją, że uda mu się ocalić syna.

„Krew na rękach” to wg mnie, najlepsza część trylogii, choć i pozostałe także uważam za udane. Refn zrobił ją po 8 latach, gdy już nieco dojrzał, został ojcem, co jak sam mówi w wywiadach, wniosło zupełnie inne wartości do drugiego i trzeciego odcinka.  Zresztą, reżyser w dokumencie, wręcz objaśnia, że wszystkie filmy, i ich główni bohaterowie, także „Bronson” mają wiele z niego samego, choć on nigdy nie siedział w więzieniu, nie ćpał, nawet alkoholu nie pije. Tworząc sztukę, uprawia egzorcyzmowanie zła, jakie w nim siedzi, tak twierdzi (polecam przy okazji serię „Wizjonerzy kina. Nicolas Winding Refn” na Ale Kino!), tłumacząc, dlaczego w jego filmach tak dużo bezkompromisowych scen przemocy. Zresztą, porównuje sztukę do wojny, zauważając, że różnią się jedynie tym, że wojna niesie realne ofiary, a sztuka inspiruje.

Druga część Pushera, jest fragmentami mocno liryczna. Zresztą, ku takim samym liryczno-tęsknym klimatom oscyluje i część III – „Jestem aniołem śmierci”. Jej główną postacią jest Milo (występujący do tej pory na drugim planie), taki mini magnat narkotykowy, który musi już ustąpić miejsca młodszym i trudno mu się z tym pogodzić. Wchodzą nowe substancje (extasy), narkotyki są coraz częściej zanieczyszczone, a poza tym – facet się starzeje, robi się coraz bardziej sentymentalny, ma już 25 letnią córkę, którą uwielbia, to dla niej chce przestać ćpać, no i, zdrowie już nie to – idzie więc na odwyk. Jaki to piękny widok widzieć Milo, starego wyjadacza narkotykowego biznesu, spowiadającego się na spotkaniu anonimowych narkomanów i przechwalającego się ile dni nie bierze. Niestety, jeśli już raz wdepnie się w bagno, żeby nie powiedzieć w g…o, to baaardzo długo trzeba wietrzyć buty, żeby nie śmierdziały, ale zakończenia terapii nie zdradzę, jakby się trudno było komuś domyślić! :)

Mówiąc o Milo, nie można nie wspomnieć o Radovanie, zaprzyjaźnionym ochroniarzu i żołnierzu, egzekwującym należności pieniężne od dłużników. Radovan, tak jak jego imiennik z realnego życia, Karadzić ( jeszcze chyba do tej pory nie osądzony za zbrodnie wojenne), jest prawdziwym rzeźnikiem, na usługach szefa. Obaj – wrażliwi i czuli dla przyjaciół, czyli dla tych, którzy nie nastąpili im na odcisk (czytaj – nie są im winni żadnych pieniędzy), dla wrogów czyli dłużników, są bezwzględni. 
Zresztą, Tonny i Frank w gruncie rzeczy, tak jak i bohaterowie innych filmów Refna, to też niezłe chłopaki są, (Milo tak jak i Driver staje w obronie kobiety), tylko nieco porywcze, a już tym bardziej, gdy wciągną kreskę. 

Bardzo ciekawe jest tło społeczne filmu. Kopenhaga, a w niej więcej imigrantów niż Duńczyków. I to się chyba rodakom w filmach Refna nie bardzo podobało. W krajach skandynawskich, wbrew przychylności władz i praw, mieszkańcy za imigrantami nie przepadają. Zresztą tak jest chyba wszędzie, przysłowiowy murzyn, czy to biały czy czarny, jest dobry póki za pół darmo wykonuje swoją brudną robotę. Gdy skończy, może, a nawet powinien, odejść. Tylko, że on już się zadomowił, polubił swoje podwórko i nie ma ochoty go opuszczać.  Przez ekran przewija się mnóstwo narodowości. Dominujące są te z rejonów Bałkanów -Serbowie, Chorwatowie, Macedończycy, Albańczycy, także Turcy. Nie brakuje też Polaków, Ukraińców. Są i Szwedzi,  a jakże! , ci raczej przyjezdni, i tylko po to by porządnie napsuć w życiu rdzennego Duńczyka. Holendrzy pojawiają się zaocznie, tylko w rozmowie telefonicznej. Wszyscy wraz z Duńczykami, pospolitymi przestępcami, zamieszani są w ciemne interesy, handel narkotykami, kobietami, kradzionymi samochodami. Oj, chyba nie takim obrazem Danii mógł się przypodobać swym rodakom młody, 26-letni debiutant filmowy. No i przyszło mu zbankrutować. Tym bardziej, że filmy te zrealizował w konwencji brutalnego realizmu dokumentalnego.  Tego samego, którego z grubsza, kilka miesięcy wcześniej, przed premierą Pushera I, zasady, jako swoje credo ogłosiła słynna Dogma.  Mads Mikkelsen, w dokumencie, który wspominam na początku, odważnie twierdzi, że to Refn był pierwszy, tylko Dogmatycy się do tego nie przyznają.  Raczej nie lubi się Refn z Dogmatykami, co widać wyraźnie po tonie jego wypowiedzi na temat Larsa von Triera, przy różnych okazjach.

Czy polecam trylogię „Pusher”? Na pewno tym, którzy tak jak ja, znudzeni już są tradycyjną konwencją gatunku w wersji amerykańskiej. Fajnie jest łyknąć haust czegoś tak odświeżającego, a jednocześnie mocnego, osadzonego na rodzimym, bo europejskim, gruncie. Refn raczy nas scenami, jakich nie doświadczymy w nagradzanych przez Akademię produkcjach Made in USA. Poza tym, jego filmy mają niesamowitą ścieżkę dźwiękową. W ogóle, on ogromną wagę przywiązuje do muzyki, jak powiada, najpierw ma w głowie dźwięk, muzykę, a dopiero potem konstruuje obraz. Czym ten człowiek nas jeszcze zaskoczy? Zobaczymy, liczę na jego nową produkcję, z tajskim boksem w tle „Only God Forgives”, znowu z muzyką Cliffa Martineza (Drive).

Pamiętajmy jednak, że ten nadzwyczaj skromnie prezentujący się reżyser, utożsamia się z jednym ze swych bohaterów „Bronsonem”, facetem, któremu na niczym tak nie zależy jak na sławie. A co najlepiej ludzie pamiętają? I czym się zawsze podniecają? Złem, połączonym z okrucieństwem. Proste? Pozornie, niejeden już tę oczywistą oczywistość odkrył i się na niej przejechał. A Refnowi idzie coraz lepiej. Zmyślna bestia! (nawet hołdy od samego Jodorowskiego zbiera).

2 komentarze:

  1. Bardzo lubie kino Refn'a - seria Pusher to doskonale zrealizowane, napisane i zagrane dramaty sensacyjne. II część najbardziej mnie zaskoczyła, ostatnio obejrzałem III część i też byłem pod wrażeniem.
    Z wymienionych przez Ciebie filmów widziałem jeszcze Fear X - specyficzne kino, które nie wszytskim się podoba (najbardziej Lynch'owski film niezrealizowany przez D. Lynch'a)

    Z niedawno wydanych w Polsce filmów Refn'a oglądałem jeszcze Valhalla Rising.

    Obie recenzje znajdziesz też u mnie na blogu, jeśli byłabyś zainteresowana

    Pozdrawiam

    http://salonfilmowymn.blogspot.de/2012/08/samotnosc-gangstera-pusher-iii.html

    http://salonfilmowymn.blogspot.de/2012/10/raj-utracony-valhalla-rising.html

    OdpowiedzUsuń
  2. Pozdrawiam również i dzięki za przypomnienie mi o zaległości w postaci "Valhalla Rising", a ty musisz zobaczyć "Bronsona". :)

    OdpowiedzUsuń