sobota, 22 czerwca 2013

Noce w Rodanthe - George C. Wolfe

No cóż, to jeden z wielu filmów uratowanych od kompletnej śmierci i zapomnienia, dzięki aktorom grającym główne role. Tym razem ratownikami zostali - Richard Gere i Diane Lane. Oboje świetnie nadają się do ról w romansach, melodramatach o ludziach, którzy osiągnęli już pewną dojrzałość, co niestety, nie jest równoznaczne z osiągnięciem spokoju i stabilizacji. Pamiętamy ich choćby z "Pod słońcem Toskanii" - Diane Lane, a jego z "Miłości w Nowym Jorku". A razem spotkali się w dość dobrym obrazie pt. "Niewierna".

Adrienne (Lane), właśnie dowiedziała się, że mąż, bez którego już nauczyła się żyć, ma kolejny kaprys, by do niej i dwójki dzieci, wrócić. Pan doktor, szanowany i znany chirurg (Gere), również osamotniony, ale na własne życzenie, bo życie rodzinne poświęcił dla pracy, też ma problemy, w odróżnieniu od Adrienne, zawodowe - nieudana operacja. Obydwoje, niezależnie od siebie, postanawiają udać się w miejsce, gdzie będą mogli pewne sprawy przemyśleć i być może podjąć jakieś wiążące decyzje co do dalszych planów. Wybór pada na małą nadmorską miejscowość Rodanthe. Sezon turystyczny właśnie się skończył, albo jeszcze nie zaczął i Adrienne otrzymuje propozycję od przyjaciółki, by zająć się jej Gospodą na wybrzeżu.  I tu "Dochodzi do spotkania tych dwojga, które odmieni ich życie" - typowe zdanie rozpoczynające akcję typowego romansidła. Nudy na pudy. Co prawda, sielankę zakłóca małe tornado, niestety, wybrzeże jest puste, nikt nie ginie, bilans burzy to jedynie wyrwane żaluzje i poprzewracane meble w Gospodzie, bo któreś z nich nie domknęło okna. Czas, jaki sobie wyznaczyła para, jeszcze każde z osobna, na przemyślenie swego losu, dobiega końca. Ale nie film... Życie nie jest bajką, jakby o tym chcą nas przekonać realizatorzy filmu. I chwała im, tylko dlaczego tak drętwo?

Największą zaletą są zdjęcia Brazylijczyka Affonso Beato - plenery i wnętrza filmowane jego ręką, bardzo często w odcieniu blue, mają za zadanie jeszcze bardziej podkreślić melancholię, jaka spowija cały ten obraz, co nie znaczy, że jest to film jakoś przeraźliwie smutny. Nie, on jest przede wszystkim nudny i sztampowy. Nie polecam specjalne, chyba, że ktoś ma ochotę przy lampce wina zrelaksować się i popatrzeć na kawałek pięknego wybrzeża, po którym przechadzają się równie piękni (rok 2008), Gere i Lane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz