No cóż, to jeden z wielu filmów uratowanych od
kompletnej śmierci i zapomnienia, dzięki aktorom grającym główne role.
Tym razem ratownikami zostali - Richard Gere i Diane Lane. Oboje
świetnie nadają się do ról w romansach, melodramatach o ludziach, którzy
osiągnęli już pewną dojrzałość, co niestety, nie jest równoznaczne z
osiągnięciem spokoju i stabilizacji. Pamiętamy ich choćby z "Pod słońcem
Toskanii" - Diane Lane, a jego z "Miłości w Nowym Jorku". A razem
spotkali się w dość dobrym obrazie pt. "Niewierna".
Adrienne (Lane), właśnie dowiedziała się, że mąż, bez którego już nauczyła się
żyć, ma kolejny kaprys, by do niej i dwójki dzieci, wrócić. Pan
doktor, szanowany i znany chirurg (Gere), również osamotniony, ale na własne
życzenie, bo życie rodzinne poświęcił dla pracy, też ma problemy, w odróżnieniu od Adrienne, zawodowe - nieudana operacja. Obydwoje, niezależnie od siebie, postanawiają udać się w miejsce, gdzie będą
mogli pewne sprawy przemyśleć i być może podjąć jakieś wiążące decyzje co
do dalszych planów. Wybór pada na małą nadmorską miejscowość Rodanthe. Sezon turystyczny właśnie się skończył, albo jeszcze nie zaczął i Adrienne otrzymuje propozycję od przyjaciółki, by zająć się jej Gospodą na wybrzeżu. I tu "Dochodzi do spotkania tych dwojga, które odmieni
ich życie" - typowe zdanie rozpoczynające akcję typowego romansidła.
Nudy na pudy. Co prawda, sielankę zakłóca małe tornado, niestety, wybrzeże jest puste, nikt nie ginie, bilans burzy to jedynie
wyrwane żaluzje i poprzewracane meble w Gospodzie, bo któreś z nich
nie domknęło okna. Czas, jaki sobie wyznaczyła para, jeszcze każde z osobna, na
przemyślenie swego losu, dobiega końca. Ale nie film... Życie nie jest
bajką, jakby o tym chcą nas przekonać realizatorzy filmu. I chwała im,
tylko dlaczego tak drętwo?
Największą zaletą są zdjęcia
Brazylijczyka Affonso Beato - plenery i wnętrza filmowane jego ręką,
bardzo często w odcieniu blue, mają za zadanie jeszcze bardziej
podkreślić melancholię, jaka spowija cały ten obraz, co nie znaczy, że
jest to film jakoś przeraźliwie smutny. Nie, on jest przede wszystkim
nudny i sztampowy. Nie polecam specjalne, chyba, że ktoś ma
ochotę przy lampce wina zrelaksować się i popatrzeć na kawałek pięknego wybrzeża, po
którym przechadzają się równie piękni (rok 2008), Gere i Lane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz