niedziela, 13 października 2013

Pragnienie miłości (Después de Lucía) - reż. Michel Franco

"Después de Lucía" czyli "Po Lucii" ("Po tym jak umarła Lucia") nie wiedzieć czemu przetłumaczone na nasze jako "Pragnienie miłości". Obawiam się, że tzw. dostosowywacze obcojęzycznych tytułów do polskiej dystrybucji nie zawsze wiedzą co robią, bo na przykład film wiedzieli "po łebkach", albo wcale. Banalne i wyświechtane "Pragnienie miłości" czyni temu filmowi olbrzymią krzywdę, ponieważ mogło być tak, że sporo potencjalnych widzów odrzuciło go ze względu na ten zużyty tytuł, posądzając go o melodramatyczną historię miłosną.
Ja sama też pewnie bym go nie zobaczyła, gdyby nie dwie pozytywne recenzje przeczytane na blogach. Skusiła mnie także meksykańsko-francuska kooprodukcja.
No i cóż, "Pragnienie miłości okazało się żadnym melodramatem o miłosnych tęsknotach, a bardziej dramatem o tym, jak się żyje ojcu i córce w żałobie po stracie najbliższej osoby, czyli żony i matki, czyli Lucii. Przy okazji reżyser i scenarzysta w jednym, Michel Franco, pokusił się o rys obyczajowy młodzieży meksykańskiej. Obyczajowość ta, nawiasem mówiąc, w niczym nie odbiega od sposobu w jaki prowadzi się nasza młodzież, podejrzewam, że także młodzież w każdym zakątku cywilizowanego świata. Głupota, przemoc, seks, bezmyślność, wszelkiego typu agresja, dręczenie, sadyzm, ogłupiające technologie, głownie telefony komórkowe, komputery, wyręczajace młodych ludzi w myśleniu, będące narzędziem nienawiści i przemocy na odległość, bez fizycznego kontaktu, co jest jeszcze gorsze niż klasyczne rodzaje konfrontacji twarzą w twarz, czy pięścią w pięść.

Jak ma sobie w tym świecie bezrefleksyjnej nienawiści poradzić dziewczyna, której matka zginęła w wypadku samochodowym, a ojciec, by zapomnieć o żonie i życiu u jej boku, po prostu wyprowadza się z dojrzewającą córką z rodzinnego miasta na prowincji do stolicy. Pozbawia ją tym samym przyjaciół, znanego środowiska, rzuca na głeboką wodę w nowej szkole (pamiętajmy - w stolicy) nie troszcząc się specjalnie, albo może raczej nie zdając sobie sprawy, czy, i jak, to przeżyje. Dla niego najważniejsze jest,  by córka się uczyła. A ona stara się go nie zawieść i nie sprawiać mu kłopotu. Wiadomo, żałoba.
Tych dwoje, ojca i córkę, łączą na oko poprawne relacje (ojciec nazywa je nawet dobrymi). dzwonią do siebie, w domu wymieniają się lakonicznymi uwagami na temat swoich codziennych zajęć, przytulają się, dotykają, jedzą wspólne posiłki. Ojciec nawet pamięta o jej urodzinach. Niestety za mało rozmawiają o tym co przeżywają, co mają w środku.  Żyją obok, każde z osobna pogrążone w swojej rozpaczy. Alejandra (tak ma na imię córka) nie tylko na skutek śmierci matki, ale także z powodu osamotnienia w nowej szkole, niezrozumienia i obojętności dorosłych i przemocy ze strony rówieśników. Z dnia na dzień popada w coraz wiekszą apatię, nie walczy, nie sprzeciwia się, nie krzyczy "krzywdzą mnie", nie buntuje, pokornie znosi każdą zniewagę i upokorzenie. Tylko jeden raz daje wyraz złości, niestety, jest oskarżona przez grono pedagogiczne o nieuzasadnioną agresję, zrzuconą na karby okresu adaptacyjnego w nowej szkole. Nikt nie jest w stanie jej pomóc, bo ona nie wyraża takiej potrzeby - na pozór jest wszystko dobrze, brak wszelkich sygnałów z jej strony, że coś się złego dzieje. A małe złośliwe szkolne hieny coraz bardziej pastwią się nad swą ofiarą.

Czy Alejandra chce umrzeć? Chyba raczej nie, bo są momenty w filmie które temu zaprzeczają. Czy jej biernośc (denerwująca czasami do tego stopnia, że chciałoby się jej podpowiedzieć - "krzycz ile sił w płucach, nie bądź ofiarą!") bierze się z pustki w jej sercu, jak nastała po śmierci matki?  Podobnej, zresztą, pustki jaka panuje w sercu jej ojca? Mimo wielkiej miłości jaka ich bezsprzecznie łączy, nie potrafią sobie pomóc, boją sie rozmawiać o zmarłej Lucii, boją się rozmawiać o swym smutku, boją się płakać. Żadne z nich, ani przez moment nie uroniło jednej łzy. Chcieli być twardzielami, byli dla siebie nawzajem wzorem w tej materii? Te dwa oddzielne równoległe wątki, "Alejandra w domu" oraz "Alejandra w szkole" są jednakowo dobrze poprowadzone i jednakowo mocne i oba udowadniają, że człowiek, nieważne, młody, czy stary, jest  samotny, zarówno w środowisku jak i w rodzinie.  No, chyba, że się trochę postara i spróbuje sobie pomóc tę samotność trochę zniwelować, na przykład przez rozmowę, nie tylko o przyjemnych obojętnych sprawach, ale o i tych intymnych, czasem niewygodnych i bolesnych.

Film polecam bardzo. Ogląda się go z zainteresowaniem, z zaangażowaniem oraz rosnącym napięciem.  Z tym przerabianiem, czy przepracowywanim żałoby, skojarzył mi się z "Hesherem" - bardzo dobrym debiutem Amerykanina Spencera Sussera. Tam też była śmierć matki w wypadku samochodowym, osobna rozpacz ojca (czyli męża  zmarłej) i syna, jest też babcia, z którą, gdyby sie obydwoje dogadali, byłoby im lżej. Ale oni mieli więcej szczęścia, bo do nich któregoś dnia niespodziewanie zawitał  anioł w diabelskiej skórze, czyli Hesher. W "Pragnieniu miłości", niestety, diabeł wstępuje w ojca.

9 komentarzy:

  1. film był również nagrodzony w Cannes

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się, jako najlepszy film w przeglądzie Un Certain Regard.

      Usuń
  2. Filmu nie widziałam, ale na pewno wkrótce obejrzę. Bardzo się cieszę, że po miesięcznej przerwie wróciłaś z dobrymi recenzjami :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimie, bardzo mi miło przeczytać te słowa. Dziękuję bardzo :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo się cieszę, że swoją recenzją przypomniałaś mi, że miałam ten film nadrobić. Podczas ostatniego Festiwalu Filmy Świata alekino+ to był film otwierający, niestety nie udało mi się dotrzeć na niego w żadnym terminie, a jego zwiastun był wyświetlany przed każdym innym festiwalowym filmem. Nawet dziś pamiętam go bardzo dokładnie. Nadrobię! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna recenzja, dzięki za podzielenie się spostrzeżeniami nt. filmu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Z tego co napisałaś "Pragnienie miłości" wydaję się być filmem, który warto obejrzeć. W sumie zachęciłaś mnie do tego. :) Po samym tytule raczej bym nie poświęciła mu większej uwagi uznając za kolejne romansidło. Podzielam Twoją opinię na temat polskich tłumaczeń tytułów, ich dopasowań. Zazwyczaj nietrafnych. Czasami te tłumaczenia wywołują śmiech, nie w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Niekiedy zastanawiam się, czy komercja musi aż tak wpływać na ten istotny fragment każdej produkcji...

    Bardzo podobają mi się Twoje teksty. Chętnie zajrzę tu wkrótce. :)
    Zapraszam też na mojego bloga. Może również znajdziesz tam ciekawy film dla siebie ;)
    http://filmowa-amantka.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję za miły komentarz. :) Odwiedziłam twój blog i muszę przyznać, a nie jest to tylko kurtuazja, że podoba mi sposób w jaki piszesz o filmach, od bardzo osobistej i emocjonalnej strony. Takie blogi lubię najbardziej. Bo typowych recenzji jest wszędzie na kopy. Będę do ciebie wpadać. Bo i filmy, jakim poświęcasz uwagę, nie należą do powszechnie oglądanych. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Również dziękuję za bardzo miły komentarz :) Słowa, które jeszcze bardzie motywują do dalszego pisania! Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń