poniedziałek, 7 maja 2007

Labirynt Fauna

Jest po prostu pięknie.W każdej warstwie – dźwiękowej (np. to trzepotanie koła ucha skrzydełek wróżki, albo owada – jak kto woli), muzycznej – kompozycje Javiera Navarrete wprost urzekające, nie mogłam słuchając oderwać się od napisów końcowych, przeczytałam je do ostatniej litery, znajdując przy okazji wiele swojsko brzmiących nazwisk, np. Jonkajtys.
Sfera wizualna – wiadomo, już się na niej poznano i doceniono: Oskar za scenografię i zdjęcia, nagroda BAFTA za kostiumy, że tylko wspomnę o najważniejszych. Fantastyczne obrazy, którym niczego nie brakowało, ani piękna, ani szpetoty, ani subtelności, ani okrucieństwa, a wszystko wymyślone i sfilmowane w sposób fascynujący i nadzwyczaj smaczny.

Świat wyobraźni młodej Ofelii jest prawie tak samo przerażający jak otaczająca ją rzeczywistość. Ale jednak, jej wyobraźnia nie jest w stanie przerosnąć prawdziwego życia i okrucieństwa, którego to świadkiem zdarza się jej być na codzień. W trakcie filmu dowiadujemy się mimochodem, że dziewczynka jest bystrą obserwatorką dziejących się wydarzeń w majątku, gdzie przyszło jej przeżywać, wbrew oczekiwaniom matki, epizody hiszpańskiej wojny domowej – jest to krótka scena, gdy oznajmia służącej Mercedes, że wie o jej współpracy z partyzantami.
I nie powiedziałabym, że Ofelia "buduje" sobie swoje baśniowe królestwo, by oderwać się od rzeczywistych przeżyć, by od nich uciec. Jej fantastyczny świat przepojony jest odniesieniami do wydarzeń jakich jest świadkiem. Ten świat jest projekcją, przetworzonym w fantazji odbiciem tego co ona widzi i w czym chciałaby uczestniczyć, by pomóc matce i braciszkowi w jej łonie, no i Mercedes - swej dorosłej przyjaciółce.
Pamiętacie, jakie zadania Ofelia musiała wykonywać, by przebyć kolejne stopnie do zdobycia tronu księżniczki? Najpierw musi zdobyć klucz (Mercedes również zdobywa klucz od spichlerza, by partyzanci mogli wykraść z niego żywność). Następnie Ofelia, za namową Fauna, wyprawia się po złoty sztylet (w życiu – powtarzający się kilkakrotnie motyw noża chowanego za pazuchą przez Mercedes), no i w końcu misja z lekarstwem dla matki – korzeń mandragory wręczony jej przez Fauna, umieszczony pod łóżkiem matki i codzienne rytuały z upuszczaniem krwi do mleka, w którym się to magiczne lekarstwo moczy.. No i ostatnie, finałowe zadanie, uratowanie małego braciszka z pożogi, jaką szykują partyzanci w siedzibie znienawidzonego przez nich kapitana, jej ojczyma.
Wspaniałe połączenie dwóch światów, realnego, pozbawionego magii, świata dorosłych i magicznego, ale nie do końca odrealnionego świata dziecka, które to dziecko, jak się okazuje, wiele wie i widzi, może zbyt wiele, z czego sobie dorośli nie zdają sprawy, ignorując często sygnały wysyłane przez dzieci, o tym, że one wcale nie są tak naiwne, że wiedzą i rozumieją o wiele więcej niżby się tego można po nich spodziewać.

Postać Fauna – mentora Ofelii, jej przewodnika po baśniowym labiryncie i po kolejnych zadaniach, mających pomóc przeżyć ukochanej matce i służącej, nie była wcale tak straszna. To baśniowe wcielenia kapitana Vidala były wstrętne – wielka ropucha w pniu starego figowca, wypluwająca ze swego wnętrza złoty kluczyk, czy okropny trupi odwłok, siedzący przy stole dokładnie na miejscu, które wcześniej zajmował Vidal, podczas uczty wydanej przez siebie na cześć okolicznych notabli. Faun miał nawet dosyć ujmujący uśmiech, całkiem poczciwe spojrzenie, a i reszta jego zewnętrznej powłoki wcale nie była taka brzydka, w końcu koźle rogi i kopyta, takim został stworzony, na pożytek pól i lasów, całego tego dobytku, które mu przyszło pilnować. To kapitan Vidal był prawdziwą bestią, mimo, że zamiast kopyt miał wypucowane oficerki, a na ulizanej głowie zamiast rogów - oficerską czapkę.
A Faun był surowy i konsekwentny, niczym wspomnienie ojca wymagającego bezwzględnego posłuszeństwa od dziecka. Mnie się on bardzo podobał, nie miałam z nim żadnych złych skojarzeń.

W „Labiryncie Fauna” cudownym jest fakt, że dwie ścieżki fabularne: o okrutnym, bezdusznym kapitanie i ludziach z ruchu oporu oraz fantastyczne przygody Ofelii są i budzą równoważne emocje. I co jest jeszcze warte podkreślenia. Ten film, ze względu na swoją niejednoznaczność każdy może odebrać zgodnie ze swoją wrażliwością, wykształconą przez lata przez różne czynniki,. Dla jednych „Labirynt” to horror fantasy z elementamii realizmu, dla drugich, odwrotnie - dramat społeczny z elementami fantasy. A jeszcze ktoś inny odbierze ten film jako przypowieść o życiu, które może być baśnią, ze wszystkimi jej przymiotami: dobrymi wróżkami, mędrcami – autorytetami, złymi strzygami i nędznymi potworami, gdzie zło jest potężniejsze od dobra, ale koniec końców zawsze z dobrem przegrywa, tylko trzeba się nad tym nieźle natrudzić. A śmierć wieńcząca dzieło, niczym w baśni jest tylko progiem do magicznego wiecznego spokoju.

Aktorzy – panie, szczególnie młodziutka Ivana Baquero - fantastyczna. Ale szczególną uwagę zwróciłam na Maribel Verdú, czyli Mercedes, którą znam i bardzo cenię za rolę Luisy z „I twoją matkę też” no i koniecznie musze wspomnieć o Dougu Jonesie czyli o Faunie (i bladej trupiej poczwarze), któremu udało się, mimo takich kilogramów charakteryzacji, dodać postaci Fauna oprócz surowości i grozy także odrobinę sympatii i ciepła.

I jeszcze o pewnym ważnym polonikum w "Labiryncie fauna". Chodzi o wspomnnianego wyżej Grzegorza Jonkajtysa, który ma już niezły dorobek na koncie, jeśli chodzi o znane światowe produkcje filmowe w oparciu o zastosawanie technik komputerowych. Pracował m.in. przy takich filmach jak: "Liga dżentelmenów", "Gothika", "Hellboy", "SinCity", "Labirynt Fauna". Obecnie reżyseruje swój pierwszy film kinowy pt. "Arka".

1 komentarz:

  1. Znakomity film. Jeśli chodzi o filmy fantasy to "Labirynt Fauna" uważam za najlepszy film tego gatunku. Reżyser wykazał się niezwykłą wyobraźnią, pokazując na ekranie dwa światy - wojenną rzeczywistość i fantastyczny świat, będący odzwierciedleniem tej rzeczywistości. Film widziałem już parę lat temu, ale dzięki Twojej recenzji zaczynam sobie lepiej go przypominać.

    OdpowiedzUsuń