środa, 29 grudnia 2010

Odchodząc - reż. C. Corsini

Odchodząc pomaleńku od działalności forumowej, postanawiając skupić materializowanie przymusu pisania o filmach (na szczęście nie wszystkich), które widziałam) głównie na blogach (niniejszym oraz www.baba-o-filmach.blog.p)) nawiążę do filmu produkcji francuskiej pod tym samym tytułem (oryg. "Partir").
 
Małżeństwo ok.37-40 lat,  on (Samuel) lekarz, ona (Susan)  niepracująca zawodowo przez kilkanaście lat fizjoterapeutka. Mają dwójkę nastoletnich dzieci, dla których wychowania  oraz podmaszczania na co dzień pracującemu i dobrze zarabiającemu mężowi  ona zrezygnowała ze swej pracy. Celowo nie piszę "poświęciła się", "poświęciła karierę zawodową dla dzieci ", bo to byłoby nie fair wobec dzieci. Skoro zostały powołane na świat bez swej woli, rodzice mają obowiązek, by je karmić, wychować, wyuczyć przez początkowe kilkanaście lat ich życia. A że kobieta porzuciła pracę w tym celu - widać tak chciała. W każdym razie, Susan czuje, że dzieci są już na tyle duże i samodzielne, że może już teraz zająć się pracą, dla satysfakcji  ale i dla pieniedzy, bo mąż raczej należy do oszczędnych. I to z tej jego oszczędności bierze się pośrednio dramat jaki go czeka. Facet żałuje kasy na remont gabinetu przeznaczonego na praktykę zawodową małżonki, zwalnia robotników, pozostawiając tylko jednego - Ivana. A roboty pozostał jeszcze huk, między innymi  mnóstwo ciężkich gratów do wynoszenia. Susan nie mogła pozostać obojętna wobec tak przytłaczających ciężarów, jakie spadły na niewątłe barki Ivana - postanowiła mu pomóc.  No i się zaczęło. Szalony romans gospodyni z przystojnym  robotnikiem budowlanym. Ech,  czy jest tak, że jakaś kobieta, a już tym bardziej gospodyni domowa, wykształcenie nie gra roli, która by nie marzyła o takim incydencie w swoim życiu? Susan się udało! Co to był za romans! Niestety, nie skończył się ślubem,  ani żadnym  happy endem  i to z bardzo prozaicznego powodu  -  pan domu, pan i władca, zablokował swej małżonce konto bankowe. Kobieta pozostała bez środków do życia. A jej kochanka,  za poleceniem męża, wyrzucono z pracy. Zakochani próbowali sobie radzić na różne sposoby, żeby tylko mogli mieszkać razem, niestety, mąż jako osoba ustosunkowana w miasteczku, zawsze był górą, pod każdym względem.  Nie zdawał sobie sprawy, biedaczek, że kobieta żyjąca pod presją, a w dodatku zakochana kobieta, może być zdolna do niebezpiecznych niespodzianek. 

To tyle na temat treści. Oceniając film, powiem, że nie jest to z pewnością wielkie dzieło na miarę Anny Kareniny , na przykład. Ale w wolnej chwili można zerknąć. Kristin Scott Thomas jako Susanne ma bardzo duży wkład we  wzmocnieniu tego filmu, jej filmowy mąż, czyli Yvan Attal (bardzo dobry francuski aktor, mąż Charlotty Gainsburg) również. Najsłabiej może w tym trójkącie prezentuje się jego trzeci e ramię - hiszpański (robotnik jest emigrantem)  kochanek, grany przez Sergi Lopeza. Ale podejrzewam, że on miał być taki trochę niemrawy w tym romansie. Chodziło o pokazanie głownie namiętności kobiety, wzmocnionej przez ową presję, jakiej  zostaje kobieta - żona  poddawana, żyjąc ileś lat na koszt męża. Na koszt takiego męża, jakim jest Samuel, który w sposób niegodny prawdziwego (honorowego) mężczyzny wykorzystuję swą  materialną i statusową przewagę, przywiązując na siłę i wbrew jej woli niekochającą już żonę do siebie.  Samuel traktuje żonę jak własność. Wcześniej może nawet nie miała okazji się o tym przekonać. Póki była cichą i pokornego serca, poslusznie i bez zgrzytów wykonującą swe posługi domowe i małżeńskie, było ok.  Najsmutniejsze jest to, że  nie możemy być pewni, czy Samuel wszystkie niegodne postępki, by zatrzymać żonę w domu, uczynił z powodu jego miłośći do żony, czy raczej z powodu urażonej dumy  właściciela, któremu ukradziono drogocenną własność.  Tak,  czy tak, przykro, bo finał tej historii mógł być zupełnie inny. Namietności wszak tak jak szybko przychodzą, tak samo szybko odchodzą. A jeśliby nawet  ta prawda nie sprawdziła się tym razem, to trudno, lepiej mieć żonę przyjaciółkę, niż żonę wroga. 

A ileż to kobiet, słyszy od swoich rzekomo kochających je mężów "jeśli mnie zdradzisz, to cię, albo was (tzn. żonę i kochanka) zabiję". Mam pytanie, kogo  bardziej kocha mąż wypowiadający te groźby - żonę czy siebie?

6 komentarzy:

  1. Jak napisałem u siebie, dla mnie mąż wcale nie jest aż tak wszechpotężny. Raczej dobrze wykorzystuje słabość żony, bo też ona zachowuje się tak jakby chciała i mieć ciastko i zjeść ciastko, a tego się nie da. Chciałaby więc zachować swój status, do którego się przyzwyczaiła, ale jednocześnie chce ten status dzielić z innym chłopem. Miłość jak widać ma pewne granice, a jest nią najwyraźniej tolerancja na ubóstwo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Film widziałam ponad 2 lata temu, nie pamiętam już wielu szczegółów czy subtelności, także zakończenia. Co do władzy, prawdopodobnie ubodło mnie zachowanie męża, który z kochającego męża zamienia się w apodyktycznego właściciela swej żony. A sprawiał wrażenie takiego zakochanego...
    Władzę miał w sensie materialnym, niestety, uczucia rządzą się innymi prawami, nad nimi nie da się zapanować.
    Nie wiem, czy nie jesteś zbyt surowy dla tej kobiety, musiałabym powtórzyć ten film, bo nie jestem pewna, czy jedynym utrudnieniem i zemstą męża było zablokowanie konta. Postarał się przecież, jak czytam wyżej, aby kochanka wyrzucono z pracy - w ten sposób, jako że był on imigrantem, uszczuplił im środki do życia - żona opusciła męża i zamieszkała z kochankiem w jakimś mieszkanku. A więc stać ją było jednak, w imię miłości, na rezygnację z posiadania pysznego ciasteczka, o którym wspominasz. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A jednak wróciła. A jednak kisiła się. A jednak dokonała najgorszego z możliwych wyborów. Oczywiście mówię to z bezpiecznej pozycji osoby, która obserwuje sytuację z boku, a nie jest w nią uwikłana. To zawsze zmienia perspektywę. Mam jednak wrażenie, że jeśli jest to film o władzy. To jest to raczej film nie o tym, jaka władzę ktoś ma nad nami, ale raczej o tym, ile władzy nad sobą przekazujemy innym.

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba nie powinnam zaczynać dyskusji tak mało pamiętając już z filmu. czytając moją notkę wyżej myślałam, że zabiła męża :), a ona powiadasz wróciła do niego? Jestem rozczarowana, ale nie oceniam, bo najłatwiej to robić patrząc z boku, jak piszesz. Ale próbuję ją zrozumieć - nie była już pierwszej młodości, swoje najlepsze lata spędziła na podtrzymywaniu ogniska domowego. Może nie miała już siły na rozpoczynanie wszystkiego od nowa, tak jakby miała 18 lat.
    Twoje ostatnie zdanie mi się bardzo podoba.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zabiłą go po tym, jak do niego wróciła :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A, to jednak dobrze mi się wydawało. :) Nie na darmo napisałam, że ,lepiej sobie z żony nie robić wroga, szczególnie wtedy kiedy się zakocha bez pamięci w innym mężczyźnie. :) Facet mógł przeczekać, miałby dużą szansę na powrót żony i swojego triumfu. Ale nie, on musiał pokazać, kto rządzi, nie tylko w banku, ale w miasteczku. :)

    OdpowiedzUsuń