sobota, 26 stycznia 2008

Deszcz / Baran czyli Majid Majidi o miłości

Jeden z piękniejszych filmów o miłości i oddaniu.  A  jego początek wcale tego nie wróży. Widzimy bowiem jakąś zapyziałą, niechlujną budowę jednego z bloków osiedla mieszkaniowego w Teheranie. Pełno tu biednych robotnikow – uchodźców afgańskich, znajdujących w Iranie schronienie przed terrorem talibów, którzy doszli do władzy po napadzie i wyniszczeniu kraju przez wojska radzieckie w roku 1979.
Afgańczykami - budowlańcami zarządza niejaki Memar, Irańczyk. Jego pomocnikiem jest młody chłopak – Kurd o imieniu Lateef. Oczywiście wszyscy Afgańczycy pracują na czarno, gdy więc przyjeżdża inspekcja plac budowy nagle cudownie pustoszeje i okazuje się, że blok buduje zaledwie paru Irańczyków.

Jednak, nie zawsze jest tak cudownie. Pewnego dnia jeden z uchodźców spada, łamie sobie nogę. Do pracy w swoim zastępstwie przysyła syna, który bardzo działa na nerwy Lateefowi. „Wygryza” go bowiem z fuchy kucharza i zaopatrzeniowca w żywność dla robotników. Młody Afgańczyk świetnie spisuje się w swojej roli. Lateef nie cierpi go, z każdym dniem coraz bardziej. Śledzi, czyhając na każdą okazję, by zrobić mu jakąś złośliwość. Jest jak młody kogut, szukający na każdym kroku zaczepki, także z dorosłymi robotnikami. Jakież jest jego zdumienie, gdy pewnego razu znienawidzony chłopak, którego nadal bez przerwy podgląda, rozczesuje długie włosy, upina je w koczek i przykrywa szczelnie czapką i szalikiem. Afgańczyk okazuje się Afganką. Uczucia Lateefa obracają się o 180 st. Niechęć zamienia się w wielką, delikatną miłość, przepełnioną bezgranicznym oddaniem, opiekuńczością i chęcią pomocy dziewczynie, której imienia nawet nie zna. Nie może się do niej zbliżyć, bo nie może jej zdradzić – dziewczyna na budowie, w otoczeniu mężczyzn – hańba. Ale mimo to, zawsze jest na miejscu, gdy grozi jej jakakolwiek przykrość.

Zaznaczam, że tylko widz i Lateef znają tajemnicę Baran – bo takie jest imię młodej Afganki. Dla wszystkich pozostałych herbatę i posiłki nadal przygotowuje chłopak. A więc odkąd Lateef już wie, że ten cichy, skromny, słaby fizycznie chłopak jest urodziwą dziewczyną, czuje wstyd i zaczyna dbać o swoje zachowanie i swój wygląd. Do pracy ubiera elegancką czerwoną koszulę i na kazdym kroku stara się być pomocny Baran, uważając, by prawda o jej przebraniu nie wyszła na jaw.

Niestety, ktoregoś dnia inspektorzy budowlani zaskakują Baran na budowie. Ratuje się ona ucieczką. Oczywiście Lateef to zauważa i spieszy jej na pomoc. Baran udaje się uciec, ale wiadomo, że jej powrót na budowę jest już niemożliwy. A Lateef trafia do aresztu. Kontakt miedzy nimi się urywa. Od tego momentu, po wyjściu chłopaka z więzienia, jesteśmy świadkami jego wędrówki w poszukiwaniu śladów dziewczyny.

Na tym skończę zarys fabuły. Różnie będą się toczyły poszukiwania Lateefa. Raz będzie się oddalał od niej, raz przybliżał. Będzie zdobywał o niej informacje, będzie jej pomagał z różnym skutkiem, ale zawsze anonimowo. Baran nie dowie się, jak bardzo Lateef się o nią martwi i troszczy. Nieważne, że czasem zostanie wykorzystany przez ludzi, do których jego pomoc nie była skierowana. Wszystkie przeciwności losu znosi spokojnie i godnie. Jest zatopiony w miłości, z niej czerpie wielką siłę i spokój.

W filmie nie ma ani grama erotyzmu. Zero fizycznego pożądania. Lateef nawet nie muśnie szaty dziewczyny. Jedynym kontaktem z nią, jest jej spinka z pojednyczym włosem, jaką chłopak znajduje na budowie, w miejscu, gdzie Baran karmiła gołębie. A uwieńczeniem jego uczucia będzie ich wzajemne spojrzenie zakończone opuszczeniem części burki na twarz Afganki, zgodnie z obyczajem – obcy mężczyzna nie ma prawa patrzeć w oczy obcej kobiecie.

Ten film roztkliwia, jak wiersz pisany przez zakochanego po raz pierwszy w życiu młodego mężczyznę. Opowiada o łagodności i wyciszeniu jakie zaczyna się rodzić pod wpływem miłości w jego sercu, o wielkiej potrzebie czynienia dobra, o rodzeniu się umiejętności wybaczania ludzkim ułomnościom, o potrzebie mówienia prawdy (scena łapania „stopa” na kule inwalidzkie), o pokorze z jaką trzeba znosić przeciwności losu – jednym słowem –jesteśmy świadkami jak miłość uszlachetnia młodego człowieka. I nawet jeśli się kiedyś z takich czy innych powodów skończy, a krople deszczu zmyją jej ostatnie wspomnienie – można mieć nadzieję, że i tak pozostawi w sercu swój ślad, człowiek będzie już lepszy.

Wyrazy podziwu dla reżysera i scenarzysty Majida Majidiego („Kolory raju”, "Ojciec") oraz dla aktora, który wcielił się w rolę Lateefa – Hosseina Abediniego (ciut, ciut przypominał Gaela Garcię Bernala).  Jego film to mistrzostwo w zobrazowaniu jak rodzi się miłość i czym ona jest. Tym bardziej, że tak mało słów padło w tym filmie. Osadza się on przede wszystkim na spojrzeniu, geście, zbliżeniu twarzy, przedmiotów, surowych, kontrastujących z tym goracym uczuciem, zdjęciach – zimna szara budowa, później zimna, rwąca rzeka, kamienne domki, surowe krajobrazy – na ich tle zakochana twarz Lateefa.
Sztuką nie lada jest pokazać wiarygodnie miłość bez najmniejszego choćby zbliżenia fizycznego, oddać najczystsze pierwsze uczucia, które towarzyszą jej narodzinom.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz